-Ona-
Mija już 6 dzień, a on dalej krąży
gdzieś w mojej głowie, ciągle widzę jego spojrzenie pełne
miłości, a może jednak się mylę, ale żyjmy w przekonaniu, że
właśnie o tym myślał. Tak bardzo brakuje mi tego, żeby móc
uścisnąć jego dłoń. Taka błahostka, a jak cieszy. Przypominam
sobie to kiedy wspomniał jak się nazywa.. Alan.. te imię tak
zapada w pamięć. Sama nie wiem co się ze mną dzieje. Chyba coś
przejmuje nade mną władze, ale nawet Diana zwróciła uwagę, że
od tamtego dnia, jestem rozweselona, pełna energii, ale co jakiś
czas odpływam gdzieś w rozmyśleniach, które tworzą tylko
historię dalszej przyszłości mojej i jego. Co ja paplam. Może nic
z tego nie wyjdzie, ale ja tak w to wierzę, tak mnie nosi, Chryste
gdzie on jest?!
-On-
Mija 6 dzień. A moje serce jest w
pułapce, a głowa ustala to co będzie. No nie mogę, czemu tak
jest. Tylko czekam, aż moje oczy ją ujrzą.
-Alan. Co się z tobą dzieję? Halo
Ziemia! Czy ty mnie w ogóle słuchasz. - krzyczy Louis.
Ja dalej pogrążony w marzeniach
odpowiadam.
-Co się ze mną dzieję? Ty jeszcze
mnie pytasz?! Stary spotkałem nieziemską laskę, jak mam Cię
słuchać teraz tylko ona mi w głowie. Miała na imię.. Emma! No
tak Emma. Boże muszę ją spotkać, tak bardzo..
-Hoho, ktoś w końcu znalazł swoją
miłość, kto by pomyślał. A kiedy umówiłeś się na romantyczną
kolacyjkę czy randeczkę?
-Nawet mnie nie dobijaj. Znam tylko te
cholerne imię, a tak jej pragnę. Ona jest taka cudowna, ma taki
śliczny uśmiech, oczy, nogi, no wszystko!
-Jak to znasz tylko imię, ty sobie
kpisz?
-Nie. To przykra prawda.
Dalej nie wiem co mam zrobić. Jak
odnaleźć osobę, której znasz tylko podstawowe dane? Stęskniłem
się za nią, mimo że jesteśmy na etapie podania sobie ręki.. Mam
nadzieję, że nie zrobiłem wielkiego błędu i w końcu odnajdę
moją zgubę.
-Ona-
Dziś jest tydzień od tego spotkania!
Idę na trening z nadzieją, że go spotkam znowu i nie skończy się
to na moim bolesnym upadku! Przebieram się, uczestniczę w
rozgrzewce, gramy jedną grę, jednak coś mnie non stop rozprasza, wcale
nie wychodzą mi odbicia. Czas płynie, gromadzi się coraz więcej
osób czekających na zawody piłki nożnej, które mają odbyć się
na sali po naszych zajęciach. Mój brzuch powoli umiera, czuję taki
ból, to wszystko przez stres, bo nie wiem czy go spotkam. A jeśli
tak to jak wyglądam?! Czy jestem spocona, ohydna, a może
rozczochrana od prawej do lewej?! Nie było czasu, wychodzę. Nie
widzę go. Jest mi smutno.. miałam nadzieje, wiedziałam, że nikłą.
Pakuje torbę i wychodzę z szatni. Diana wyczuwa na kilometr, to co
mnie przytłacza. Od razu mnie przytula i proponuje gorącą kawę,
która przyda się w zimowy wieczór, jednak obie słyszymy za nami
wołanie:
-O Emma chodź tu!
Zawracamy się, widzę kto mnie wołał
to on. Nie kryję radości, biegnę w jego stronę i bez skrępowania,
przytulam się mocno do jego torsu. Dopiero po tym, dochodzi do mnie
co zrobiłam.
-O jeju przepraszam. Nie chciałam być
taka nachalna.
-Oj tam nic się nie stało..-zaśmiał
się i lekko się uśmiechnął, patrząc wprost w moje oczy- Mam dla
Was propozycję. Akurat gram mecz, może zostaniesz z koleżanką, a
później wyskoczymy gdzieś w trójkę?
-Świetny pomysł!
Wołam Dianę i zajmujemy wygodne
miejsca.
-On-
Trening jak trening, ale dziś ważny
mecz, więc idę zwartym tempem i przygotowuję się do dzisiejszej
walki przeciwko co prawda według mnie słabej drużynie. Wszedłem
na salę, zaczynam szybkie rozciąganie, a moim oczom ukazuję się
ona tak to ona! Wpadam w zachwyt, wiem, że to ten moment. To znak,
że znowu ją spotykam! Wołam ją, po czym odwraca się i idzie w
moją stronę, a raczej biegnie. Jestem zdziwiony, czy chce się ze
mną rozliczyć? Nie, ona wtula się we mnie, a moje serce zaczyna
bić coraz szybciej, a na twarzy ukazuję się uśmiech. Ona
przeprasza, ale nie ma za co. Tak jak myślałem jest cudowna..
zapraszam ją wraz z przyjaciółką na mecz i wiem, że dzisiaj nie
mogę dać plamy. Będę starać się grać z całej siły, bo tu na
tej sali jest moja ukochana, ta która skradła wszystko co należy
do mnie. Przyszła pora meczu, dam czadu. Tak jak zakładałem, skład
mają cienki, więc dam radę. Emmo nadchodzę!
-Ona-
Mój wzrok przyciąga jego pociągająca
sylwetka, nie mogę się napatrzeć. Końcówka meczu, a on strzela
bramkę, po czym puszcza do mnie oczko, tak jakby to było tylko dla
mnie. Taka drobnostka,a jak było mi miło. Wybieramy się we trójkę
do pobliskiej kawiarenki. On pyta:
-To co dama sobie życzy? Kawa,
herbatka, gorąca czekolada, do pani usług!- posyła zalotny
uśmiech.
-No co ty sama zamówię i zapłacę.
-No chyba żartujesz, nie zabieraj mi
takiej przyjemności.
Po czym wtrąca się Diana:
-Wiesz co akurat napisała do mnie
mama, muszę wracać na chatę. Widzimy się jutro w szkole. Pa Alan.
Wiem, że to tylko wymówka, która nie
jest nawet realna, ale ona chcę dla mnie dobrze. Chcę, aby to co
jest między nami poszło krok dalej. Prze chwilę jesteśmy
skrępowani, ale trwa to dosłownie parę minut, aż rozmowa nabiera
kolorów. Wiem o nim coraz więcej, nie czuję już żadnej bariery.
Teraz jest nasz czas, teraz jesteśmy sobie przeznaczeni. Nic nie
może się zmarnować. Uczucia są delikatne, ja zresztą też.. pora
na pierwszą, prawdziwą, a na dodatek dojrzałą miłość. To ten
czas.
-On-
Biegnę w stronę bramki! Tak to ten
moment! Tak udało mi się, a ta bramka jest tylko dla niej. Jak
bardzo mi na niej zależy, to jest nie do opisania. Mecz dobiega
końca, zgarniam dziewczyny proszę o chwilkę na ogarnięcie się,
bo jednak przy niej muszę jakoś wyglądać. Staram się zrobić to
jak najszybciej, a gdy jestem już gotów, z radością otwieram
drzwi i posyłam jej miłe spojrzenie. Zmierzamy w stronę bardzo
przytulnej kawiarenki, w której osobiście lubię przebywać, ale
tylko z odpowiednim towarzystwem, a ona, no i tak jej przyjaciółka,
bo nie mogę tego faktu pominąć, są jak najbardziej przypadające
mi do gustu. Próbuję zaproponować jej coś do picia, ale ona udaję
jak każda, typowy tekst „Nie, nie musisz”. Ja wiem, że muszę,
jestem do tego wręcz zobowiązany. Diana mówi, że musi iść,
trochę szkoda, jednak dla mnie to idealny moment na coś więcej,
jakąś dłuższą rozmowę. Początek taki niewinny, a w końcu
rozmowa staję taką wciągająca, jej głos powoli mnie "uzależnia", mogę jej słuchać dniami i nocami,
a jej uśmiech tak olśniewa. Boże Alan, zrób coś..
-Jak tam dzień minął?- wypalam z
głupim pytaniem, ale to stress..
-Jeśli moja wypowiedz ma być szczera
do bólu to dzień był w sumie obojętny mi, normalny dzień, ani
dobry ani zły, ale od momentu treningu robi się coraz lepszy.
-Tak w ogóle to ta akcja na meczu była
dla Ciebie. Chyba nie wypadło, aż tak źle.
-No co ty, było super! Cudna
niespodzianka tyle ci powiem.
Aż ciepło mi na serduszku się
zaczyna robić. W porównaniu do tego co jest za oknem, prószy
śnieg, wszędzie zaspy, to ja jestem taki rozpalony, że hoho. Pytam
ją:
-Ej, a masz może jeszcze troszkę
czasu?
-No pewnie, tylko napisze sms-a do mamy
i możemy siedzieć do nocy. - zaśmiała się.- Ale no wiesz jest
jeden warunek!
-Hmm jaki?
-Że odprowadzisz mnie do domu, bo
wolałabym sama nie ciągać się po nocy.
-No pewnie, nie ma problemu. Odprowadzę
Cię tam gdzie zechcesz.
Widzę w jej oczkach iskierkę, która
mówi, że spisuje się nieźle.
------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że kolejna udana część. :)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz